Życie pisze różne scenariusze i stawia nas bardzo często w trudnych sytuacjach. Ważne jest to, aby twoje pasywa stały się platformą startową w lepszą przyszłość, tak jak w przypadku czterech trędowatych, o których chcę opowiedzieć.
Przenieśmy się siłą wyobraźni do Samarii w rok 600 przed Chrystusem (Biblia 2Krl 6:24-7:20). Syryjczycy oblegają mury miasta Samarii i stosują bardzo dobrze znaną i sprawdzoną taktykę: oblężenie, izolację i czas. Sytuacja taka utrzymuje się przez dłuższy czas i doprowadza mieszkańców do skrajnego głodu. Cena żywności, hmm jeżeli żywnością można nazwać łeb osła, dochodzi do niewyobrażalnych kwot. Z czasem dochodzi do czynów kanibalizmu. W takiej atmosferze wracamy do naszych trędowatych bohaterów. Z uwagi na ich chorobę trędowaci żyli poza murami miasta i skazani byli na łaskę mieszkańców miasta. Tak więc wyrzucane resztki jedzenia stanowiły swoistą restaurację dla wyalienowanych. Sytuacja zmienia się w czasie wojny – „bar mleczny został zamknięty” i trędowaci nie dostali nawet „złamanej kości”. W końcu wyczerpani i gotowi na śmierć, ale z nutką nadziei wbrew nadziei, postanowili iść do obozu nieprzyjaciela.
W sytuacji presji w naszym umyśle mogą rodzić się dwie postawy: rezygnacja i poddanie lub determinacja do podjęcia ostatniego trudu w celu doprowadzenia do zmiany skrajnej niekorzystnej sytuacji. Głód zmusił trędowatych, aby wstali i podążyli tam, gdzie wiedzieli, że znajdą pokarm. Podjęli tę decyzję pomimo, że spodziewali się gradu strzał, uzbrojonej żądnej krwi armii. I kogo spotkali? ....... Nikogo!
Wszystko wyglądało inaczej niż sobie wyobrażali. Chwilę przed tym jak trędowaci wyruszyli w ostatnia podróż, Syryjczykom wydawało się, że słyszą odgłosy nadciągającej armii. Wrażenie było tak przerażające, że Syryjczycy uciekli, porzucając za sobą wszytko co posiadali – jedzenie, ubranie, zbroję, zwierzęta, konie, wozy.
Trędowaci ocaleli w królewskim stylu.
To nie okoliczności są naszym prawdziwym problemem, ale strach który nosimy w sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz